Podobno moja babcia kiedy okazało się, że nosi w sobie dziecko wsiadła do pociągu w małym miasteczku na południu Polski i ruszyła na poszukiwanie ukochanego

Wyobrażam ją sobie jak stoi na peronie taka dziewczyna ze wsi w najlepszej wyjściowej sukience i w kolorowej chustce na głowie. Po raz pierwszy jechała tak daleko i w dodatku sama do dużego i obcego miasta. W ręce trzyma walizkę, która pachnie naftaliną i zdecydowanie nieużywaniem, a w drugiej ściska kurczowo kupiony przed chwilą bilet. 

Zastanawiam się nad tym, czy choć trochę kieruje nią siła i determinacja i czy podróż do dużego miasta ma być okazją na wyrwanie się z ciasnych ścian przepełnionego domku na skraju wsi? A może tylko strach przed urodzeniem nieślubnego dziecka? Jak to tak będzie stać z rosnącym brzuchem na niedzielnej mszy? Dzielnie znosić szeptania i domysły innych, ich litościwe spojrzenia? W tamtych czasach urodzenie bękarta oznaczało przecież społeczne samobójstwo.

Z babcią nigdy nie miałam okazji porozmawiać o tym, co czuła czekając na pociąg tamtego letniego popołudnia na prowincjonalnym dworcu gdzieś na południu Polski.

A przecież macierzyństwo albo jego brak wpisany jest na stałe w nasz cywilizacyjny kod. Losy kobiet to losy ich dzieci, a zresztą nawet jeśli nie masz dziecka, to i tak czeka  cię odwieczne pytanie: „Jak to tak? Naprawdę nie żałujesz, że nie masz dzieci? Ha! Sama zobaczysz na starość…!”

Wszystkie matkujemy. Grażyna Plebanek w swoich genialnych „Córkach rozbójniczkach” pisze, że Afrykańczycy mówią „mama” nie tylko do swoich matek, lecz także do obcych kobiet, do bezdzietnych sióstr, a nawet do swoich córek.

Ile jest naszego codziennego znoju w macierzyństwie, które tak dobrze znamy? Płaczące niemowlaki, zbuntowane nastolatki i ciągle w tle: „mamo, mamo, gdzie jest moja koszulka treningowa?”. Ile jest miłości pomieszanej z poczuciem winy – znowu krzyknęłam, a nie powinnam, nie poświęciłam tyle uwagi, ile trzeba było, przeoczyłam, byłam tam a nie tu....

Adrienne Rich w „Zrodzonych z kobiety” pisze, że potrzebujemy naszych matek –  silnych matek i silnych córek.

Szukam zatem tej siły w sobie. Szukam macierzyństwa silnego, pozwalającego dzieciom i sobie na zaznanie swobody. Ze zgodą na to wszystko co potem – podchodzenie dzieci, to całe oddawanie ich światu. I starzenie się naszych ciał.

Rich pisze jeszcze: „Kobieta, która wierzy w siebie, która jest bojowniczką i kontynuuje walkę o stworzenie przestrzeni życiowej wokół siebie, demonstruje córce, że takie możliwości istnieją”.

Szkoda, że dopiero kiedy sama dojrzałam i zaczęłam szukać swoich kobiecych korzeni, poczułam chęć porozmawiania z moją babcią o macierzyństwie i wątpliwościach, jakie na pewno czuła, czekając samotnie na peronie tamtego letniego popołudnia… 

Zdjęcie publikujemy dzięki uprzejmości autorki felietonu